lipca 12, 2017

"Gdzie wpisałabyś picie za dnia w doświadczenie czy w dodatkowe umiejętności?"- czyli trochę o serialu Jessica Jones



Netflix to wszystkim znany fenomen, dzięki któremu każdy może sobie legalnie pooglądać całe sezony seriali naraz. Tytułu takie jak House of Cards, Marco Polo czy Jessica Jones w całości zostały wyprodukowane przez ten koncern. I to właśnie za Jessice Jones chciałabym się teraz zabrać. Dlaczego? Cóż.. prawda jest taka, że jestem nerdem i po prostu uwielbiam uniwersum Marvela.

Jeżeli lubicie lateksowe stroje, tajne rządowe organizacje i humor w stylu Roberta Downeya Jr. To niestety tu tego nie znajdziecie. Właściwie z humorem jest w serialu mały problem. Wszystko utrzymane jest w bardzo ciężkim klimacie, z jednej strony Nowy Jork (a dokładnie Hell's Kitchen) pełen jest starych, rozpadających się kamienic, żuli, ćpunów i wariatów. Z drugiej mamy czyste klimatyzowane budynki szklanych wieżowców, pełne zimnych i wyrachowanych prawników, reporterów i skorumpowanych wojskowych. I właśnie tu, między dwoma obliczami wielkiego miasta, pojawia się główna bohaterka – prywatny detektyw z niezbyt finezyjnymi metodami działania. Trzeba nadmienić, że filmowcy wykonali kawał dobrej roboty – czuje się atmosferę całego miejsca, od razu zanurzasz się w kreowany przez twórców świat. Podobnie jak w Daredevill, gdzie operowano odcieniami czerwieni, które zawsze były przy głównym bohaterze, tu fiolet będzie zwiastował głównego antagonistę.

Więc jakim rodzajem superbohatera jest Jessica? Żeby zrozumieć kim była Jessica Jones należy przybliżyć to jak ta postać w ogóle powstała. W 2001 roku Marvel postanowił stworzyć coś dla starszych odbiorców, coś poważniejszego i brutalniejszego. Tak powstał Marvel Max specjalizujący się w treściach tylko dla dorosłych. Pierwszym komiksem który Marvel wypuścił pod tą marką był Alias (2001), w którym to właśnie wprowadzono Jessice Jones. Max wydał też tytuły takie jak Cage (2002), Blade (2002) czy Deadpool Max (2010). Dlatego właśnie w Jessice Jones nie znajdziemy wzniosłych przemów, masy gadżetów ani w ogóle super bohatera. Mamy tylko detektyw z nadludzka siłą która alkoholem próbuje uciszyć traumatyczne wspomnienia.

Dostajemy więc kolejnego protagonistę z problemami i używkami. Brzmi nudno, prawda? I cóż, nuda to coś będzie się przewijało przez tą recenzje dość często. Nasza bohaterka to alkoholiczka, z syndromem stresu pourazowego. Do tego jest bezczelna, złośliwa, często jej moralne wybory pozostawiają wiele do życzenia a gdy skończą się jej argumenty, używa siły. Wszystko oczywiście przyprawione jest najtańszą whisky. Można by rzec taki Brudny Harry, tylko że w spódnicy. Może „tylko” a może „aż”? Kiedy ostatnio widzieliśmy taką kobiecą postać?

Często kiedy bohaterką jest kobieta, jej seksapil to część „oferty sprzedażowej” - stroje i sposób przedstawienia np. Wonder Woman, Miss Marvel czy Batwoman jasno pokazuje, że duża część odbiorców to mężczyźni (od chłopców do starszych panów). I nie chcę tu spłaszczać przez to tych postaci. Ich wygląd nie stanowi przecież wszystkiego, każda z nich ma własną misje i powody, dla których radośnie pomagają ludzkości. Cóż kiedyś sama Jessica w niezłym stroju ratowała ludzi jako Jewel, ale nie tą Jessice dostajemy w serialu. To też nie tak, że Krysten Ritter jest odpychająca, wręcz przeciwnie, moim zdaniem to jedna z ładniejszych aktorek z nie lada talentem.

Ważne jest, że Jessica Jones którą dostajemy jest autentyczna – od zachowania poprzez wygląd. Mamy kobietę z nadludzką siła, ale nie superbohaterkę, seksowną kobietę, ale taką która większość dni spędza na śledzeniu ludzi, robieniu zdjęć z ukrycia, zaś wieczorami zapija smutki w barze lub przed lustrem. Twórcom serialu udało się wyjść z schematu chłopaciary i babo-chłopa i przetłumaczyć Harrego z jego magnum 45 i sprawdzoną marynarką na język kobiet. Być może nie jest to wielce genialna postać, ale na pewno sama kreacja głównej bohaterki to ogromny plus produkcji.

Minusem jest sama fabuła pierwszego sezonu i mówię to z wielkim smutkiem, bo właściwie nie do końca wiadomo co poszło źle. Mamy przecież The Purple Mana, „supervillaina” tak złego, psychopatycznego i inteligentnego, że sam Joker mógłby z nim konkurować, do tego gra go David Tennant! Mamy interesującą bohaterkę, ciekawe postacie poboczne (w tym Luka Cage, który zresztą już też ma własny serial) i bardzo, bardzo złych antagonistów. Zadawałam sobie sama pytanie JAK TO MOGŁO MNIE NUDZIĆ?

Niestety musiałam się przemóc, żeby obejrzeć pierwszy odcinek, a to duży minus, bo pierwszy epizod ma nie tylko wprowadzić bohaterów, ale też podsycić ciekawość. Co jakiś czas fabuła przyśpieszała, co jakiś czas zwalniała, ale było kilka momentów kiedy musiałam przekonywać sama siebie żeby obejrzeć odcinek do końca. Ogólne odczucie jest raczej pozytywne, fabuła była ciekawa, ale przypominało to raczej przebrnięcie przez Zbrodnie i Karę Fiodora Dostojewskiego, niż czytanie książek Alex Kavy. Twórcy serialu na pewno nie pomagają ci się wciągnąć w intrygę, musisz już tego chcieć jak siadasz przed ekran. Częściowo można to zrzucić na sposób w jaki Netflix działa, w przypadku The House of Cards udostępniono od razu wszystkie 13 odcinków sezonu pierwszego, coś czego chyba nikt przed nimi wcześniej nie zrobił. Powstanie mediów strumieniowych sprawiło, że postał nowy gatunek odbiorcy – taki który połyka naraz całe sezony seriali. I choć inaczej sprawa miała się w przypadku Jessici Jones (najpierw udostępniono dwa odcinki), to może stare nawyki scenariuszowe pozostały?

Sam serial ma ciężki klimat, a to dlatego, że porusza trudne tematy – co to znaczy, że chcemy coś zrobić? Na ile ktoś kto nas przymusza i łamie naszą wolę, a na ile wyciąga z nas to co zawsze w nas siedziało? Co chcielibyśmy zrobić, ale się boimy? Czy cel uświęca środki? Czy naprawdę zawsze znamy ludzi, których uważamy, za przyjaciół? I tak dalej... i tak dalej. Więc cóż Jessica Jones to jedna z tych produkcji, która wcale nie jest po prostu Sci-Fi, wszystkie supermoce są tam po to, żeby wyraźniej zadać te pytania, wrzucając odbiorce na coraz bardziej grząski moralnie grunt.

Serial warto obejrzeć. Jednak paradoksalnie niekoniecznie jest on skierowany do typowych nerdów, fanów pościgów, wybuchów i niemal zawsze triumfującego dobra. Ja pomimo tego, że serial nie wywołał u mnie wielkiego „WOW”, z utęsknieniem czekam na drugi sezon.

A tymczasem zwiastun The Defenders w którym to ramię w ramię staną Daredevill, The Iron Fist, Luke Cage i oczywiście Jessica Jones.




kawoszka24

4 komentarze:

  1. A mnie ten serial nie znudził wcale. No dobra, może były takie momenty pod koniec sezonu, kiedy czuło się, że trochę go przeciągają, żeby dobić do odpowiedniej liczby odcinków, ale w sumie mi to nie przeszkadzało. Bardzo dobra rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś już drugą osobą która mi to mówi. Chyba coś jest ze mną nie tak, ale naprawdę nie mogłam się wkręcić w serial po pierwszych odcinkach. Jeśli chodzi o koniec i przeciąganie to chyba wiem o czym mówisz, kilka wątków jakby nie pasowało do fabuły (trochę na siłę przyklejane). Mogę sobie narzekać, że bywało nudnawo ale serial obejrzałam, a to o czymś świadczy. Dzięki za komentarz i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam bardzo mieszane uczucia co do tego serialu. Niby wszystko w nim jest na miejscu: jedna z ciekawszych bohaterek, cudowny antagonista, ciekawa fabuła. A jednak nudziłam się i wcale nie miałam ochoty kontynuować oglądania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co rozmawiam z kimś kto serial oglądał to wypowiada odmienną od poprzedniego rozmówcy opinie. Czekam na drugi sezon, ponoć ma być. Na pewno usiądę do oglądania, ale jeżeli również będzie nudnawy, to nie wiem czy tym razem przemogę się żeby go obejrzeć w całości. Dzięki za komentarz Aleksandra.

      Usuń

Copyright © Trybun popkulturowy , Blogger