
Przejdźmy jednak do wątku kryminalnego.UWAGA SPOILERY! Dla wszystkich kochających zagadki kryminalne, detektywów, którzy przenikliwym umysłem lub pięścią i desperacja rozwiązują zagadki to nie ta książka. Od razu wiemy, kto zabił, przedstawia się nam ich powoli i stopniowo. Dokładnie trzech panów, wiemy tez, że ofiarą była kobieta (a może i nie tylko), ale nie wiemy kto to dokładnie jest i jak to się stało. Motyw zbrodni ukazuje nam się powoli i mozolnie poprzez historię opowiadaną na trzy głosy. Chwilami było, nudnawo przyznam. Prawdziwą zagadką jest kto zginął i dlaczego dokładnie, jak głosi napis z tyłu książki nie zgadniemy a rozwiązanie jest prawdziwym zaskoczeniem. Cóż muszę się przyznać że dla mnie nie było, bo mogę wskazać kartkę na, której mordercy wymieniają imię i nazwisko denatki oraz wspominaj że żyje w jakiejś wiosce. Moim zdaniem Pani Vine albo kompletnie zapomniała o tej krótkiej wzmiance, albo stwierdziła że czytelnicy zapomną. Bez niej wszystko byłoby spójne. A tak się tylko wkurzyłam. Oczywiście pisarka wytłumaczyła to tak, że inna kobieta przyjęła tożsamość zamordowanej, a trup został pochowany tak, aby mógł być zidentyfikowany jako rzeczona złodziejka tożsamości. I wszystko pięknie, ale wydaję mi się, że jeżeli dwójka zbrodniarzy, która jest świadoma podmiany tożsamości rozmawia o "Pani Malinowskiej, która, podszywa się pod Panią Kowalską to nie wspominają o tym, że “Kowalska wyjechała gdzieś na wieś, i nie ma z nią kontaktu” tylko Malinowska (podszywająca się pod Kowalską), zwłaszcza że zarys psychologiczny postaci jest bardzo sugestywny. Czy tylko ja mam takie dziwne wrażenie, że ujmowanie tego inaczej jest, po prostu błędem. Czemu tego nie przemilczała? Czemu? Możecie się ze mną nie zgodzić, może mam wyjątkowo ograniczony umysł i nie rozumiem wielkiego "twistu w fabule".; font-family: Arial, sans-serif;">Dość jednak tego wyzłośliwiania się nad stylem pani Vine, bo trzeba przyznać, że choć mocno zawiodła, mój żądny morderstw umysł to zaspokoiła inne potrzeby. Zanim wyjechałam do Anglii, uznałabym, że konstrukcja psychologiczna niektórych postaci jest nieco przerysowana ojciec, który nienawidzi syna za to, że ten odziedziczył posiadłość po dziadku, posiadłość, która miała być przecież jego, szalona hipiska z torbą pełną ziół. A także kolejny dość mocny wątek. Społeczeństwo które, wręcz trochę nieświadomie odrzuca kogoś, kto wygląda inaczej bo mimika jest obca, bo jest według nich w nim coś, co nie warte jest zaufania.
Podsumowując dla fanów klasyki w stylu Sherlocka Holmesa nie ma tu za wiele, również wielbiciele Wallandera mogą czuć się lekko zawiedzeni. Jednak ci, którym to zbrzydło lub ci zainteresowani czymś nieco głębiej osadzonym w społeczeństwie niż CSI Las Vegas, zapewne będą bardzo zadowoleni z zakupu. Choć czuć wyraźny jad sączący się tu i ówdzie, to właściwie książkę polecam – fajerwerków nie ma, ale czyta się ją dobrze. Może wkrótce zabiorę się za już przetłumaczoną na polski "Skazaną na pamięć lub "Pamiętniki Asty".
Magda Has
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz