grudnia 16, 2018

"Obdzieracz nie obdziera tylko z tatuaży. Zdejmuje także maski" - czyli recenzja "Jak dym"

"Obdzieracz nie obdziera tylko z tatuaży. Zdejmuje także maski" - czyli recenzja "Jak dym"



Zdaję sobie sprawę, że robię spory eksperyment, ale po obejrzeniu tego serialu wręcz czułam przymus żeby się z wami tym podzielić. Chodzi o serial „Smoking” przetłumaczony na polski jako „Jak dym” (i tak nie najgorzej)

Czemu to eksperyment? Cóż serial jest produkcji japońskiej. Wiem,  że w Polsce jest spora grupa fanów japońskiej kultury z czego większość ogląda anime, a spora część dramy japońskie, ale do tej pory nie recenzowałam japońskich produkcji, ponieważ blog nie jest skierowany do tego typu czytelnika. Dlaczego więc się jednak zdecydowałam? Serial "Smoking" ma wiele unikatowych cech, które odróżniają go od innych japońskich dram i to po prostu dobra produkcja, która może zainteresować fanów mrocznych kryminałów.

Zacznijmy od początku. „Smoking” to grupa hitmanów, którzy na dowód eliminacji celu przynoszą swoim zleceniodawcom ściągnięte wraz ze skórą tatuaże swoich ofiar. Serial miał dla mnie pewną nutę „Dextera” , bo nasi płatni zabójcy też mają swoje zasady. Ich ofiary nie są przeciętnymi ludźmi, tylko przestępcami którzy zdenerwowali swoich przełożonych. Czasami też nasi bohaterowie przyjmują zlecenia od innych gangów w celu eliminacji konkurencji – a przynajmniej tak wydaje się na początku. „Smoking” ma też zasadę – nie ginie nikt oprócz celu.

Zacznijmy od tego co złe. Napisałam wcześniej, że serial zainteresuje nawet tych którzy za kulturą japońską nie przepadają. Muszę jednak ostrzec, że pewne elementy są wręcz wyjęte z anime. Każdy z bohaterów ma swoją historię i w miarę rozwoju fabuły dowiadujemy się o nich coraz więcej. Mamy standardową parę kolegów którzy bez przerwy się ze sobą biją, ale oczywiście skoczyli by za sobą w ogień. Jest też parę luk jeśli chodzi o logikę w rzeczywistości przedstawionej – w jednym odcinku „smoking” ściga przestępcę który zrobił sobie operację plastyczną, tatuaż na plecach ma potwierdzić jego tożsamość. Hmmm, tak bo jak ktoś ma tyle kasy żeby przerobić sobie twarz to na pewno nie zadba o usunięcie tatuażu…. Jedną z największych wad serialu jest brak ciekawej i wyrazistej kobiecej postaci. Jeżeli pojawia się już jakaś to aby tworzyć tło, lub aby uwidocznić zmagania mężczyzn.

Co z kolei mnie w serialu urzekło. To naprawdę dobrze zrobione produkcja. Doskonała muzyka i świetne ujęcia. Mamy zarówno mroczne sceny w zadymionych pomieszczeniach jak i jasne ujęcia w miejskich parkach. Postać głównego bohatera - wujka Sabe jest doskonale zagrana. Właśnie... gra aktorska, poza chlubnymi wyjątkami, ten kto próbował oglądać japońskie produkcje zapewne zauważył, że japońscy aktorzy grają jak drewno. Wielokrotnie się zastanawiałam czy to tylko ja tak myślę, ale nawet zażarci fani szeroko pojętej kultury japońskiej, nieraz zgadzali się ze mną jeśli o grę aktorską chodzi. Jednak do sedna – tutaj każdy z aktorów wczuł się w swoją rolę doskonale. Każda frustracja, złość czy radość jest autentyczna. Efekty specjalne może nie są aż tak imponujące jak w przeciętnej amerykańskiej produkcji jednak nie można im nic zarzucić. Jak najlepiej oddać klimat serialu – przychodzi mi na myśl fragment w którym sceny obdzierania ze skóry jednego z bossów mafijnych przeplatane są tutorialem oglądanym przez najmłodszego z członków grupy – tutorialem jak dobrze oskórować rybę.

Jak w wielu współczesnych produkcjach trudno powiedzieć co jest moralne a co nie moralne. Przestępcy zdają się być czasami lepsi od policji, ale są też momenty w których nie można zgodzić się z metodami głównych bohaterów. Myślę, że na gruncie japońskim taka ambiwalencja może być nawet bardziej naturalna niż w szeroko pojętej kulturze zachodu.

Podsumowując jeżeli jesteś fanem mrocznych kryminałów i chcesz obejrzeć coś innego niż amerykańskie produkcje i/lub znudziły ci się piękne, ale rozwleczone produkcje typu „Broadchurch” myślę, że „Smoking” cię nie zawiedzie.





kawoszka24

grudnia 03, 2018

"Niebezpieczeństwo Willu Robinson" - czyli o tych którzy się zgubili

"Niebezpieczeństwo Willu Robinson" - czyli o tych którzy się zgubili



Już jakiś czas temu nosiłam się z chęcią zrecenzowania kolejnego serialu dostępnego na Netflixsie. „Zagubieni w kosmosie”. Każdy pewnie słyszał ten tytuł, jest to re-make serialu emitowanego na antenie w latach sześćdziesiątych. W 1998 roku powstał też film o tym samym tytule. Niestety nie mogłam się dokopać do oryginału, więc będę recenzować ten serial jako zupełnie osoby twór.

Trochę o fabule

Nie robiąc zbyt dużych spoilerów fabula  przedstawia się następująco – statek kosmiczny (The Resolute) wiezie wybranych członków społeczeństwa ludzkiego do alfa Centauri a dokładnie na jedyną ludzką kolonię, poza układem słonecznym. Niestety statek na którym podróżują napotyka na problem i cześć pasażerów zostaje ewakuowana na najbliższą planetę – tu poznajemy naszych głównych bohaterów rodzinę Robinsonów. Po niezbyt udanym lądowaniu muszą oni stawić czoła zupełnie nieznanym zagrożeniom nowej, obcej planety. Tyle jeśli o rys fabularny.



Produkcja familijna

Netflix tak jak i inne platformy wypuszczają coraz więcej tak zwanych „produkcji dla całej rodziny". Obawiałam się więc, że dostanę coś przesadnie „ugrzecznionego". Na szczęście tak się tak nie stało. Nie będzie tam fontann krwi, wszechobecnego seksu (który tak uwielbiają twórcy współczesnych seriali) a jeżeli chodzi o język to i przekleństw za bardzo tam nie usłyszycie. Nie znaczy to jednak, że serial nie trzyma w napięciu. Wręcz przeciwnie,brak opisanych przeze mnie aspektów sprawia, że twórcy musieli postawić na coś innego – cały czas mamy atmosferę niepewności, w tym serialu zagrożenie czai się wszędzie a pozornie łatwe czynności mogą pójść absolutnie źle.

Bohaterowie

Myślę, że za „familijność” serialu odpowiedzialni są bohaterowie. Mamy w końcu do czynienia z rodziną, wiec dostaniemy pewien przekrój wiekowy. Zacznijmy od najmłodszych.  Will Robinson jedenastoletni  chłopiec, który najprawdopodobniej jest jakiegoś rodzaju geniuszem skoro często podsuwa rodzicom rozwiązania z pogranicza chemii i fizyki na które nawet jego matka, pani doktor by nie wpadła. Przez pierwsze kilka odcinków strasznie denerwował, ale w miarę jak rozwijała się akcja serialu, to nawet ja się do niego przekonałam. Prawdopodobnie dlatego, że jedenaście lat skończyłam już dawno temu i sama nie mam dzieci, to niestety jego postać jawi mi się jako najmniej ciekawa, ale na pewno widziałam znacznie gorsze postacie dziecięce.


Judy Robinson, po raz kolejny mam ten sam zarzut co do młodego Robinsona. Panna lat ledwie osiemnaście, zdobyła już tytuł doktora medycyny. Ja rozumiem, że fabula serialu właśnie tak została pomyślana i do podróży na nowa planetę selekcjonuje się najlepszych przedstawicieli gatunku ludzkiego, ale to dalej nie zmienia faktu, że niektóre postacie irytującą bardziej niż inne. Nie mniej jednak kiedy Judy wchodziła w interakcje z innymi (zwłaszcza siostrą i ojcem) pokazywała nieco bardziej ludzkie oblicze.

Penny Robinson. Osobiście poza panem od kurczaka (poboczna postać) moja ulubiona postać w całym serialu – piętnastolatka która zachowuje się jak piętnastolatka. Dogryza, ironizuje zajada się oreo, a przy tym wcale nie jest mniej zaradna i pomysłowa od reszty rodziny. Chyba aktorka naprawdę dobrze się czuła w swojej roli bo stworzyła bardzo autentyczna kreacje. 

Maureen Robinson. Kobieta sukcesu, matka trójki dzieci tytuł naukowy z inżynierii i nieprzeciętna inteligencja. Pomimo, że czasami miało się wrażenie, że jej postępowanie jest niespójne, to w miarę rozwoju akcji wiele z jej działań znajdowało solidne wytłumaczenie w doświadczeniach. Twórcy skupili się na pokazaniu problemów i wyzwań które stoją przed współczesnymi matkami – kariera, dom, mąż którego nigdy nie ma, dzieci zapatrzone w ojca, często niedoceniające jej wkładu. W pewnym sensie była to jedna z samotniejszych postaci w tym serialu.

John Robinson. Inteligentny, (przystojny) oczytany wojskowy. Nidy nie dowiemy się co dokładnie robił, ale nie był zwykłym szeregowym. Prawdopodobnie też zarabiał ogromne pieniądze. Wszystko to niestety przepłacał brakiem czasu dla rodziny, którą bardzo kochał. Jak wielu współczesnych ojców i matek chcąc zapewnić swoim dzieciom jak najlepszą przyszłość rzucił się w wir pracy, przez co finalnie oddalił się od rodziny. Należy wspomnieć, że podobnie do swojej ekranowej małżonki, John nie jest prostą postacią, a jego motywacje i lęki nie są oczywiste od samego początku.



Do tego trzeba dodać kilkanaście naprawdę świetnych postaci pobocznych oraz główny czarny charakter (inteligentna, ale emocjonalnie niestabilna kobieta) i naprawdę dostajemy serial w którym wielu niezależnie od wieku i stanu cywilnego znajdzie coś dla siebie. Nawet ja, prawie już trzydziestolatka bez dzieci, znalazłam postacie z którymi łatwo było mi się identyfikować. Pamiętajmy o fabule która zanosi nas na krańce kosmosu a jednocześnie pokazuje, że od ziemskich problemów uciec nie można. Suma sumarum jesteśmy tylko ludźmi. Ponadto pytania o to do czego człowiek jest w stanie się posunąć dla przetrwania, co oznacza inteligencja, czym jest człowieczeństwo i czy wolno nam decydować o tym kogo ocalimy a kogo nie? Każdy z tych elementów  (nie zapominajmy o dobrych efektach specjalnych, pięknych zdjęciach i klimatycznej muzyce) sprawia, że dostajemy naprawdę dobry serial po który warto sięgnąć.



kawoszka24
Copyright © Trybun popkulturowy , Blogger